Dobra rada dla wszystkich zmotoryzowanych – jeśli się śpieszycie we Włoszech – nigdy nie rezygnujcie z jazdy autostradą. Z Padwy do
Wenecji mieliśmy 40 km. Wydawało się, ze dwa razy tyle minut wystarczy na zatankowanie i dojazd do parkingu na Piazzale Roma (samochód musieliśmy zdać do określonej godziny). Nic z tego. Pochopnie zrezygnowaliśmy z autostrady i wlekliśmy się ze średnią 30-40 km/h przez totalnie zurbanizowany teren, z pasami i rondami co kilkaset metrów. A zaparkować na Piazzale Roma w 5 minut to naprawdę wyczyn. Na szczęście pracownicy Hertza nie byli aptekarzami i kilkanaście minut spóźnienia nam darowali.
I tak pełni bagaży i wrażeń udaliśmy się do
vaporetto nr 1, złośliwie nazywanym accelerato ;-). Ale po kolei. Szukając hotelu o dziwo okazało się, że najciekawszy cenowo (oczywiście w szukanym standardzie) znaleźliśmy nie w
Mestre, ale na
Lido. Jedynka płynie tam przez
Canale Grande, zatrzymując się na wszystkich przystankach po drodze. Prawie godzina drogi. Za to jakie widoki ....
Na Lido musieliśmy jeszcze dojechać do naszego hotelu autobusem, ale to był już mniejszy problem.
Zmęczeni zjedliśmy tam też lunch, po czym powróciliśmy do serca miasta, czyli przed
Pałac Dożów. Włochy kojarzą się głownie z renesansem i barokiem, ale w przypadku Wenecji najciekawsze obiekty pochodzą z wcześniejszych okresów. Palazzo Ducale jest pierwszym z nich. Najefektowniej prezentuje się od strony wody, ale i wnętrze jest imponujące. M.in. Sala Wielkiej Rady z portretami
dożów z wyjątkiem jednego- Marino Faliera, który chciał wprowadzić absolutyzm. Jego podobiznę zamalowano na czarno. Sale przeważnie są dekorowane obrazami
Veronesego i
Tintoretta. Tych dwóch malarzy przewija się niemal w każdym zabytku Wenecji, a towarzyszy im ród Bellinich, szczególnie
Giovanni, który chyba przez lata miał tylko jedną modelkę do postaci Madonny ;-). Ale żaden z włoskich obrazów w Pałacu Dożów i w ogóle w całej Wenecji nie robi takiego wrażenia jak cztery działa Niderlandczyka
Hieronima Boscha – 'Ziemski Raj Chrystusa', '
Wzniesienie do Raju Niebieskiego', 'Upadek Potępionych' oraz 'Piekło'. Szczególnie drugi z wymienionych – pokazujący anioły prowadzące dusze do światła – jest po prostu genialny.
W pałacu trzeba jeszcze, obok wielu kolejnych sal, obejrzeć dziedziniec z renesansowymi schodami Gigantów oraz oczywiście
most westchnień, prowadzący nad kanałem do wiezienia. Nie należy mylić więzienia z
więzieniem Piombi w pałacu, z którego udało się uciec
Casanovie. Z pałacu wyszliśmy dawnym głównym wejściem – Porta della Carta.
Wbrew pozorom mały placyk pomiędzy pałacem a stojącym naprzeciwko budynkiem (biblioteką Sansovina) to jeszcze nie Piazza San Marco, a
Piazzetta di San Marco. Od strony kanału wchodzi się na nią pomiędzy dwiema kolumnami. Na jednej z nich znajduje się oczywiście lew
św. Marka, zaś na drugiej posąg poprzedniego patrona miasta – św. Teodora. Ciekawostką jest fakt, że św. Teodor posłużył za model do stworzenia powojennego ....
pomnika żołnierzy radzieckich w Wiedniu ;-).
Dalej docieramy do kampanili, która z całą pewnością jest najsłynniejsza i ... najmłodsza we Włoszech. Otóż jest to rekonstrukcja oryginalnej wieży, która zawaliła się w 1902 r. Mimo ‘młodego wieku’ i ta pochyla się , co jest raczej nieuniknione na podmokłym gruncie.
Ale wieżę na razie sobie odpuściliśmy i po pozostawieniu ‘ciężkiego sprzętu’ (kamera i przewodniki weszliśmy do
bazyliki św. Marka. Bazylika została wzniesiona dla pomieszczenia domniemanych relikwii ewangelisty wywiezionych jakoby /cudownie oczywiście ;-)/ przez kupców weneckich z opanowanej przez Arabów Aleksandrii. Kościół jest zbudowany w stylu bizantyjskim, na planie
krzyża greckiego, przekryta pięcioma kopułami, na wzór kościoła Świętych Apostołów w Konstantynopolu. Przedsionek i portale pochodzą z XIII w. po słynnej, kompletnie łupieżczej
IV wyprawie krzyżowej, gdzie zamiast Palestyny zdobyto Konstantynopol. Jednym z jej dowódców był niewidomy doża
Enrico Dandolo. To on sprowadził do miasta na lagunie kwadrygę z konstantynopolitańskiego hippodromu, której kopia stoi obecnie na wychodzącej w stronę placu galerii nad portalami. Jest to znakomity punkt widokowy na Piazza San Marco, Piazettę i kościół
San Giorgio Maggiore Palladia po drugiej stronie kanału. Wnętrze, w którym oczywiście nie można fotografować, również bardziej przypomina cerkiew niż kościół. Dominują pokrywające całe sklepienie i wyższe partie ścian mozaiki na złotym tle, pierwotnie bizantyjskie, później tworzone przez miejscowych artystów, którzy stali się w tej dziedzinie specjalistami na skalę światowa. Ciekawy jest też zloty ołtarz oraz mozaiki na zewnątrz. Perełką jest płaskorzeźba z czerwonego porfiru z IV w. przedstawiająca
tetrarchów, wbudowana w południowy narożnik fasady.
Piazza di San Marco jest równie stary jak bazylika, ale okalające go budynki są kilkaset lat młodsze. Jego dwa dłuższe boki są zabudowane
Starymi i Nowymi Prokuracjami, pochodzącymi z XVI w. a zaprojektowanymi odpowiednio przez
Jacopa Sansovino i
Vincenzo Scamozziego. Z kolei budynek zamykający węższy zachodni bok placu vis a vis bazyliki powstał dopiero na początku XIX w. dzięki ... Napoleonowi. Tak czy inaczej plac jest wyjątkowy i oprócz gołębi wyróżnia go całkowity brak publicznych ławek. Chcesz usiąść – musisz zamówić i zapłacić ;-). Był to tez początkowy i końcowy punkt naszego spaceru tego dnia po tym wyjątkowym mieście.