Werona zdaniem wielu (i jedno z nas podziela ten pogląd) to najładniejsze poza Wenecją miasto północnej Italii. Zaparkowaliśmy w centrum i udaliśmy się do informacji turystycznej. Tam skierowano nas do punktu spółdzielni hotelarskiej, gdzie znaleziono nam pokój w korzystnej cenie. Warunkiem było, abyśmy stawili się tam w pół godziny. Byliśmy nawet wcześniej ;-), po czym tradycyjnie udaliśmy się na lunch, gdzie wybraliśmy specjalności ‘de la casa’.
Zwiedzanie miasta rozpoczęliśmy od
areny, świetnie zachowanego rzymskiego amfiteatru z II w. Tradycyjnie trwały przygotowania do
festiwalu a więc obiekt wciąż służy dostarczeniu mieszkańcom rozrywki. Wykupiliśmy kartę turystyczną, która dawała nam zniżki w wielu obiektach
Werony, więc rzuciliśmy się ją wykorzystać.
Po krótkim postoju na lody na Piazza Bra (znakomite pomelo rosso, czyli z rubinowych grapefruitów) udaliśmy się do najważniejszej świątyni Werony (i najbardziej oddalonej od ścisłego centrum, chociaż w obrębie murów miejskich) –
San Zeno Maggiore. Jest to imponująca romańska świątynia, kryjąca podobno miejsce pochówku patrona miasta –
świętego Zenona, podobno czarnoskórego i patrona wędkarzy ;-). Słynne drzwi z brązu prowadzą do imponującego wnętrza, z dwupoziomowym prezbiterium (krypta pod chórem). Wreszcie pozostają do obejrzenia także piękne krużganki. Korpus i pobliska kampanilla są obłożone okładziną kamienno – ceglaną układającą się w dwukolorowe pasy.
‘Zaliczając’ kościół San Lorenzo minęliśmy zamek Scaligerich
Castelvecchio by wejść na rekonstrukcję zbombardowanego w czasie II wojny światowej
Ponte Scaligero, ceglany most nad Adygą i świetny punkt widokowy.
Przeszliśmy w stronę pobliskiej romańsko-gotyckiej
katedry i stojącego obok niej kościoła św. Piotra Męczennika (
lokalny święty przedstawiany z maczetą wbitą w głowę). W portalu katedry widoczne są rzeźby Rolanda i Oliviera, bohaterów '
Pieśni o Rolandzie’. Największym średniowiecznym kościołem Werony jest
Santa Anastasia. W odróżnieniu od katedry elewacja nie posiada okładziny i nie prezentuje się ciekawie. Wnętrze robi lepsze wrażenie.
Kolejnym punktem naszej trasy był główny plac targowy miasta – Piazza Erbe, tradycyjnie od przeszło dwóch tysięcy lat pełen kramów :-). Nad placem góruje 84-metrowa wieża Torre dei Lamberti. Z placu, pod Arco della Costa (żebrem wieloryba) przeszliśmy na Piazza Signorii. Na środku placu stoi pomnik
Dantego (trafił tu po wygnaniu z Florencji), a wokół budynki publiczne Werony – siedziba dowódcy gwardii i dawny sąd. Idąc dalej doszliśmy do
grobowców Scaligerich, a właściwie ich kopii (oryginały w muzeum w Castelvecchio). Ten ród, znany także jako
della Scala, rządził Weroną przez 125 lat. Wygnanie ostatniego przedstawiciela oznaczało utratę niezależności miasta, najpierw na rzecz Mediolanu, a później już trwale - Wenecji. Co ciekawe - jego przedstawiciele w swoich przydomkach nawiązywali wprost do ... psów (Cangrande, Mastino, Cansignorio) ;-).
Zaczynało się ściemniać, więc zdążyliśmy zobaczyć jeszcze tylko balkon Julii Capuletti. To ciekawe, że Szekspir umieścił w Weronie akcję tylko jednej ze swych sztuk. Za to '
Romeo i Julia’ rozsławili miasto na całym świecie bardziej niż jakikolwiek zabytek.
Casa di Giulieta to oczywiście dawna gospoda i nie miała nic wspólnego z jakimkolwiek pierwowzorem postaci szekspirowskich, ale turystom (w tej liczbie i nam) to nie przeszkadza ;-). Przypomina się wiersz Norwida '
W Weronie'...