W autobusie do Chinchon zajęliśmy jedne z ostatnich miejsc. Niestety, w miarę oddalania się od stolicy i zwiększania wysokości (miasteczko jest w górach) na niebie pojawiało się coraz więcej chmur. Gdy wysiedliśmy okazało się, że jest też zimniej.
Chinchon słynie z XVI-wiecznego kulistego Plaza Mayor, służącego też od 500 lat jako arena corridy oraz z
Pasji odgrywanej co roku w Wielką Sobotę. Dlatego tez tego dnia nie tylko trudno znaleźć jest miejsce w jednej z licznych tawern i restauracji, ale mają one chyba na ten dzień wydrukowane specjalne menu, z cenami rzecz jasna wyższymi od codziennych. Z początku mieliśmy jeszcze trochę słońca, ale z czasem chmury zakryły niebo a później zaczęło padać. Zapisaliśmy się na listę rezerwacji do jednego z lokali po czym udaliśmy się do punktu informacji turystycznej. Tam dostaliśmy bardzo złą radę – aby na dwie godziny przed początkiem Pasji zająć miejscówkę z dobrym widokiem na budynek Ayuntamiento, gdzie misterium rozpocznie się scenami z Ostatniej Wieczerzy. Wróciliśmy do naszego lokalu, gdzie kelnerka wyczytująca z listy rezerwacji nazwiska poszła na skróty – zamiast odczytać nasze polskie nazwisko (niełatwe do wymówienia przez cudzoziemców), wybrała hispanizowaną wersję mojego imienia. Zatem udało się i zjedliśmy bardzo dobry obiad w mieszanym – hiszpańsko – międzynarodowym towarzystwie. Do czasu godziny „0” obeszliśmy miasto, w międzyczasie zmoczone deszczem. Dwie godziny przed czasem zajęliśmy wskazaną „miejscówkę” – czyli miejsce „siedzące” pod podcieniami na schodach (na własnej gazecie). Czas dłużył nam się strasznie, było coraz ciemniej i zimniej. Na zmianę chodziliśmy do baru na gorącą herbatę. Osób przybywało coraz więcej.
Wreszcie parę minut po 20 na palcu zgasły światła, na fasadzie górującego nad placem Iglesia de la Piedad pojawił się świetlisty krzyż i spiker zapowiedział po hiszpańsku początek Pasji. Wszystkie reflektory skierowano na drugie piętro budynku Ayuntamiento, gdzie wokół stołu zasiedli Chrystus z uczniami. I to była właściwie jedyna szansa na zrobienie jakiś w miarę fotek, gdyż wydarzenie było dość statyczne, a oświetlenie dobre. Chwile potem zrozumieliśmy, że nasze poświęcenie związane z miejscówką poszło na marne. Chrystus udał się bowiem na „Górę Oliwną” ulicami miasta, a my i tłum zaraz za nim. Dalszy ciąg wydarzeń jest znany – pojmanie, sąd, Ecce Homo i droga krzyżowa. Jej ostatni etap miał miejsce znów na Plaza Mayor. U szczytu placu uformowano górę z trzema krzyżami. Do nich przytwierdzono Chrystusa i obu łotrów. Nie wiem jak przygotowano aktorów, bo było już naprawdę późno (ok. 22.30) i temperatura spadła znacznie poniżej 10 stopni. Nieuchronnie zbliżała się również godzina odjazdu ostatniego autobusu do Madrytu a co za tym idzie nie doczekaliśmy do Zmartwychwstania. Ale Pasja robi naprawdę wrażenie i nie żałowaliśmy wieczornego chłodu (no może poza zbytecznym trzymaniem „miejscówki”).