Zaczęło się bardzo sympatycznie. Wieczorny lot Wizza odbył się planowo i bez opóźnień. Miejsce w Airbusie koło nas zajął młody Francuz, który ucieszył się, że jesteśmy turystami. On pracował w Polsce kilka lat w jednej z międzynarodowych korporacji i wracał z odwiedzin u znajomych. Rozmawialiśmy po angielsku. Ciekawe były jego spostrzeżenia na temat naszych wizyt we Francji. Najbardziej egzotyczna dla niego była … Alzacja. Z niedowierzaniem pytał czy piliśmy
Gewürztraminera i jedliśmy
choucrout garnie ;-). Natomiast był uczciwy i nie przelukrowywał zalet swojego kraju. Normandię, gdzie aktualnie mieszkał i skąd pochodził, przedstawił nam jako istną krainę deszczowców. Ani się obejrzeliśmy i schodziliśmy do lądowania.