Lot do Warszawy był opóźniony o półtorej godziny, a kolejka do check-inu koszmarna. Ale najgorsze było przed nami. O ile do Mediolanu mieliśmy fatalny personel pokładowy, o tyle z Wenecji Airbus A320
Volare był najgorszy i najbardziej zniszczonym samolotem jakim kiedykolwiek lecieliśmy. Wiedząc o freeseatingu rzuciłem się wraz z innymi, by walczyć o miejsce obok małżonki i ... okazało się, że trudno było znaleźć dwa nie zdezelowane fotele obok siebie. Np. jeden z pierwotnie zajętych przeze mnie był cały czas ‘bujany’ a inny był na siedzisku kompletnie pozbawiony tapicerki. Sam metalowy stelaż :-P. Wreszcie usiedliśmy koło sympatycznej Polki, która zapłaciła za autobus z Polski do Werony więcej, niż za samolot z Wenecji. Nasza rodaczka opiekowała się niepełnosprawną matką swoich pracodawców. Poznała dzięki temu międzynarodowe towarzystwo osób opiekujących się włoskimi niepełnosprawnymi, m.in. Rumunów i Albańczyków.
Mimo to lot przebiegł spokojnie, a my nauczeni doświadczeniem nic nie zamawialiśmy nawet do picia na pokładzie ;-). Na szczęście lot Volare nie był naszą pierwszą przygodą z tanimi liniami. Gdyby było inaczej – nigdy nie chcielibyśmy już korzystać z ich usług.
Wróciliśmy zadowoleni, i pełni wrażeń. Żadne ze zwiedzanych miast nas nie zawiodło, a w stosunku do większości z nich pozostało uczucie niedosytu. I nadzieją, że z czasem i ono zniknie, wskutek kolejnych podróży. Ale już nie z Air Polonią i Volare, które wkrótce zbankrutowały.