Zgodnie z prognozą pogody sobota miała być pochmurna. Kupiliśmy więc sobie bilety trzydniowe na komunikację miejską i postanowiliśmy zwiedzić dwa mniej znane muzea - usytuowane w barokowych pałacach dawnych rodów arystokratycznych - Palazzo Barberini i Palazzo Doria - Pamphilj. Do tego pierwszego najłatwiej jest dotrzeć z przystanku metra nieopodal Fontanny Trytona
Gianlorenzo Berniniego. Bernini, a raczej jego działa, podobnie jak przy pierwszym pobycie Rzymie, miał nam niemal ciągle towarzyszyć.
Tryton jest usytuowany na Piazza Barberini, a na rzeźbie znajduje się pszczoła – herb tego rodu, spośród którego pochodziło kilku papieży, m.in. jeden z mecenasów Berniniego – Urbana VIII. Siedziba tego rodu –
Palazzo Barberini – mieści obecnie Museo Nacional de Arte Antigua – zbiory sztuki od średniowiecza do baroku. Sam budynek był obstawiony rusztowaniami i jak to barokowe rzymskie pałace - nie zachwycił. Natomiast zbiory były bardzo interesujące. Oczywiście głównie XIV-XVII wiek (ew. początek XVIII), jak niemal we wszystkich włoskich muzeach. Perła kolekcji jest '
La Fornarina'
Rafaela, portret córki piekarza, obraz domniemanej kochanki malarza. W jednej z sal sufit zdobi tyleż monumentalny, co nieczytelny dla zwykłego widza fresk Pietra da Cortony – '
Triumf Opatrzności Bożej'. Mają też dzieła nie tylko włoskich twórców – m.in. '
Portret Erazma z Rotterdamu' Quentina Massysa czy też '
Portret Henryka VIII' Holbeina. Wszystkie działa są dobrze wyeksponowane, a muzeum naprawdę ciekawe i warte obejrzenia. Nie żałowaliśmy. :-)
Rywalem Berniniego na polu architektury (naszym zdaniem jedynym jemu współczesnym, reszta odstawała kilka długości) był
Francesco Borromini. Pochodzący z Lugano, dzisiejszej Szwajcarii architekt, w powodzi niemal identycznych nieciekawych barokowych kościołów stawianych wówczas Rzymie i niemal całej Italii, tworzył dzieła niepowtarzalne, o oryginalnym kształcie i nietypowych zastosowanych rozwiązaniach. Jednym z nich jest kościół
San Carlo alle Quatro Fontane. Drugi człon nazwy związany jest z tym, że świątynię wzniesiono na skrzyżowaniu dwóch ulic, gdzie w każdym rogu znajduje się
fontanna. Sam kościół – szczególnie jak na warunki rzymskie – jest bardzo mały. Jak napisano w jednym z przewodników – zajmuje powierzchnię równą powierzchni jednego filara w bazylice św. Piotra. Tym niemniej rzeczywiście robi wrażenie, szczególnie w środku. Zbudowany na planie elipsy wygląda na znacznie większy, niż jest w rzeczywistości. Absolutnie warto zobaczyć.
Myśleliśmy, że porównamy go z pobliskim i współczesnym mu San Andrea al Quirinale Berniniego, ale niestety, nie był on udostępniony do zwiedzania. Doszliśmy więc do Kwirynału, zwieńczonego nieciekawym placem z równie nudnym pałacem prezydenckim (dawnej jedna z papieskich rezydencji). Już obelisk z rzeźbą Dioskurów jest ciekawszy, aczkolwiek też sam w sobie nie wart wizyty. Jedynym plusem Kwirynału jest jego położenie – w zasadzie wszędzie stąd blisko. My wybraliśmy drogę do jednej z dwóch głównych arterii Centro Storico –
Via del Corso. Po drodze minęliśmy
fontannę di Trevi, znaną z
kąpieli Anity Ekberg z Marcelo Mastroianim w '
Słodkim życiu' Felliniego. Miejsce, które prawie każdy chce zobaczyć, więc wokół gromadzą się tłumy turystów. Pomijają oni za to niedaleki Piazza Colonna – z kolumną
Marka Aureliusza, zwieńczoną rzeźbą ... św. Piotra. Postać patrona Rzymu z całą pewnością nie pasuje do tematyki płaskorzeźb na kolumnie, opiewających przewagi rzymskiego cesarza – filozofa ;-). Niedaleko w samoobsługowym barze-restauracji zjedliśmy lunch.
Via del Corso dochodzi aż do
Piazza Venezia, jednego z głównych węzłów komunikacyjnych Rzymu. Cały północno - zachodni narożnik zajmuje Palazzo Doria-Pamphilj. To siedziba kolejnego arystokratycznego rodu rzymskiego, w dalszym ciągu w części służąca ich potomkom. W pozostałej urządzono
Galeria Doria-Pamphilj - kolejny, tym razem prywatny, zbiór malarstwa, przede wszystkim renesansowego i barokowego. Najsłynniejszym eksponatem jest chyba '
Portret Innocentego X' pędzla Diego Velazqueza. Przedstawia współczesnego malarzowi papieża z rodu Pamphilj. Płótno jest na tyle znane, że stało się inspiracją dla XX-wiecznego artysty – Francisa Bacona – do namalowania przez niego serii obrazów
inspirowanych dziełem Velazqueza, a oba dzieła inspiracją dla poematu Tadeusza Różewicza '
Francis Bacon, czyli Diego Velazquez na fotelu dentystycznym'.
Poza ww. oraz rzeźbami Berniniego i Algardiego, największe wrażenie zrobiły na nas dwa obrazy Caravaggia – 'Maria Magdalena' i '
Jan Chrzciciel' oraz ... znowu dzieło
Quentina Massysa - jego 'Lichwiarz z żoną'. Oglądania galerii nie ułatwiał fakt, że obrazy były wyeksponowane w starym stylu, czyli bliziutko siebie, 'rama w ramę', w kilku rzędach na jednej ścianie (podobnie jest w Palazzo Pitti we Florencji i Wallace Collection w Londynie). Ale nie żałowaliśmy. Kolekcja warta odwiedzin.
Wyszliśmy z muzeum kierując się w stronę pobliskiego kościoła
Il Gesu, pierwszej barokowej świątyni i .. jednej z najbardziej przereklamowanych o nieciekawej, ciężkiej i przysadzistej fasadzie. Wnętrza, nieco ciekawszego, tym razem nie obejrzeliśmy, było zamknięte. Udaliśmy się więc na
Piazza Venezia. Głównym zabytkiem jest XV-wieczny, wczesnorenesansowy Palazzo Venezia. To z balkonu tego budynku przemawiał Mussolini :-P. Za to najbardziej efektowna jest budowla na południe od pałacu. To tzw.
Ołtarz Ojczyzny – budynek stanowiący oprawę dla pomnika Wiktora Emanuela, pierwszego króla zjednoczonych Włoch. Obiekt graniczy ze wzgórzem kapitolińskim i jest świetnym punktem widokowym na fora cesarskie, Forum Romanum i Colosseum. Obecnie Ołtarz Ojczyzny mieści m.in. muzeum i salę wystawową. Mieliśmy szczęście – akurat trafiliśmy na wystawę prac
Amadeo Modiglianiego, dodatkowo czynną tego dnia dłużej wieczorem. Wśród prac przedwcześnie zmarłego artysty były też akcenty polskie – portrety Luni Czechowskiej, Hanki Zborowskiej oraz
Leopolda Zborowskiego (jedno oko brązowe, a drugie niebieskie).
Modigliani zakończył nasz owocny dzień muzeów w Rzymie.