Niestety, pierwsza wrześniowa sobota nie rozpieściła nas pogodą. Cały dzień niebo było zachmurzone, aczkolwiek na szczęście na deszcz się nie zapowiadało. Rozpoczęliśmy wędrówkę śladami czeskiej secesji i modernizmu.
Pierwszym punktem był plac Republiki (
Namesti Republiki). To tu na przełomie XIX i XX wieku wzniesiono, na podstawę projektu Karela Balsanka i Osvalda Polivki,
Obecni Dum, czyli Dom Miejski. Był to jednocześnie dom kultury, restauracja jak i sala zebrań. Do tego jeszcze w pięknym secesyjnym kostiumie, z dekoracjami najwybitniejszych ówczesnych czeskich artystów. Wewnątrz zajrzeliśmy tylko do jednej z sal kawiarniano-restauracyjnych.
Następnie na chwilę skręciliśmy w ulicę Čeletną, udając się w stronę starówki. Ale naszym celem był awangardowy obiekt z początku XX w. – dom ‘U Črne matki Bozi’. Budynek w stylu architektonicznego kubizmu wzniesiono według projektu czołowego przedstawiciela tego kierunku –
Josefa Gočara. Nazwa pochodzi od starej figurki Marii (Madonny) umieszczonej w narożu. 100 lat temu pewnie szokował – dziś jego nienaganne proporcje i kanciasta, kubiczna elewacja stanowią kolejną atrakcję Pragi.
Następnie wróciliśmy na Nowe Miasto, czyli na ulice Na Přikope. Jest ona zabudowana głownie kamienicami z czasów fin de siecle’u, zarówno historyzującymi, jak i secesyjnymi (np. U Dorfleru, czy modernistycznymi (dom towarowy Koruna) i gdzieniegdzie sukcesywnie uzupełniana ciekawą zabudową współczesną. Rzucała się w oczy duża ilość mozaik o ciekawej ikonografii. Jest to przy tym deptak miejski, w związku z czym na środku jezdni stało mnóstwo stoisk i straganów. Dodatkowo mieliśmy nieplanowaną atrakcję. Na Přikope oraz a części Vaclavskeho Namesti organizowana była jedna z edycji plenerowej corocznej wystawy rzeźb ‘
Praha Sculpture Grande’. Dzięki temu współczesne rzeźby (oraz ich twórcy) miały szanse trafić do szerszej grupy odbiorców, w tym turystów. Nam najbardziej utkwiły w pamięci Superman, pikujący głowa w ziemię, rzeźba Marcusa Wittmersa pod czeskim tytułem: „I hrdinové mají někdy špatný den“ ;-), ułożony z karoserii samochodów trójkąt słowackiego rzeźbiarza Lubomira Mikle oraz – jako polonicum – „Ludzie z żelaza’ Zbigniewa Franczkiewicza. I tak podziwiając współczesną rzeźbę doszliśmy do placu Wacława. Nic dziwnego, ze wystawa miała miejsce właśnie na nim, bowiem plac wieńczy Muzeum Narodowe.
Vaclavske Namesti to jednak nie tylko teren wystawowy. Tu odbywały się manifestacje polityczne, zarówno po uzyskaniu niepodległości przez Czechosłowację w 1918, 50 lat później podczas praskiej wiosny i wreszcie w 1989 r. podczas aksamitnej rewolucji. Tu dokonali samospalenia Jan Palach i Jan Zajic.
Ale plac ma też bardziej przyziemne funkcje. Mieści się tu kilka drogich hoteli i restauracji czy sklepów. Wśród nich największy w Pradze sklep
Baty.
No i wreszcie plac to duży węzeł komunikacyjny, albowiem pod nim przebiega przesiadkowa stacja
metra praskiego – Mustek.
Właśnie na tej stacji wsiedliśmy do metra, aby dojechać zieloną linia A do stacji ‘Jiriho z Podebrad’, czyli wysiąść w sercu
Vinohradów. Ta dzielnica – podobnie jak płynnie graniczący z nią Žižkov, nie cieszy się specjalnie zainteresowaniem turystów. A szkoda, bo tu właśnie – a nie na skomercjalizowanej starówce - można znaleźć prawdziwe praskie klimaty. Ale naszym celem tym razem był konkretny obiekt – kościół ‘Najsvetsi Srdce Pane’ projektu
Jože Plečnika. Słoweński architekt słynie głownie z realizacji na terenie stolicy własnego kraju, ale mało kto pamięta, że to właśnie jemu Praski Hrad zawdzięcza swój obecny wygląd. Z kolei kościół ‘Serca Jezusowego’ był jego największą w pełni własną realizacją w Pradze. Świątynia ma bardzo ciekawy wygląd. Najkrócej można ją określić jako twórczą, modernistyczną interpretację neoklasycyzmu. Niestety była zamknięta i brakowało w ogóle jakichkolwiek informacji, czy kościół pełni funkcje sakralne i czy kiedykolwiek jest dostępny dla zwiedzających. Parę lat później przeczytałem w necie czyjąś relację, z której wynikało, że jest siedzibą 14-osobowej parafii rzymskokatolickiej z polskim księdzem i poza mszami nie jest otwierany.
Świetna sieć praskiego metra sprawiła, że szybko przemieściliśmy się na Malą Stranę. Tym razem w celach stricte egzystencjalnych – aby zjeść (i wypić piwo) w gospodzie ‘
U Svatoho Tomaše’, czyli u św. Tomasza (nazwa od pobliskiego, obecnie barokowego kościoła). Była to nasza trzecia próba – dwie poprzednie były nieudane – brak miejsc. Ale przyczyną sukcesu mogła być też okoliczność, iż pierwszy raz byliśmy w porze lunchowej, a nie wieczorem. W każdym razie uraczyliśmy się ciemnym piwem ‘Branik’ oraz obowiązkową ‘
svičkovą na smetane’, czyli polędwicą wołową. Czeska kuchnia może jest mało awangardowa, ale za to smaczna i bardzo sycąca.
Najedzeni po raz drugi w trakcie tej podróży (ale nie ostatni), przeszliśmy przez Most Karola. Po przejściu Wełtawy postąpiliśmy inaczej niż standardowi turyści i skręciliśmy w poprowadzoną wzdłuż rzeki ulicę Masarikove Nabřezi. Bardzo niedoceniane miejsce, a szkoda. Całe pierzeje są zabudowane kamienicami z końca XIX i początku XX w. Większość w kostiumie historycznym (różne neostyle – elementy renesansowe, barokowe i gotyckie), ale kilka to prawdziwe perełki secesji. Wśród nich kamienica Towarzystwa Śpiewaczego ‘Hlahol’, projektu Josefa Fanty, z ciekawą mozaiką oraz elementami ceramicznymi.
Tak doszliśmy do budynku
Narodni Divadlo, czyli Teatru Narodowego. Sam budynek może niekoniecznie zachwyca, ale jego historia – owszem. Wynaradawiani przez Habsburgów Czesi wznieśli go z własnych składek, a gdy przed premierą spłonął – złożyli się raz jeszcze. U nas chyba było tak tylko raz – w Poznaniu ‘pod pruskim zaborem’.
Vis a vis Teatru stoją dwa kolejne ciekawe secesyjne budynki – dawne towarzystwo ubezpieczeniowe Praha oraz tzw. budynek Topič. Oba zaprojektował kolejny wybitny twórca czeskiej Secesji – Osvald Polivka, a rzeźby na pierwszym z nich wykonał Ladislav Šaloun, twórca m.in. pomnika Jana Husa.
Nie poszliśmy jednak dalej w stronę Nowego Miasta, a zawróciliśmy na Masarikove Nabřezi. Podziwiając kolejne kamienice dotarliśmy w końcu do Mostu Jiraskuv. U jego wylotu znajduje się jedna z najnowszych atrakcji Pragi –
Tancici Dum, czyli siedziba czeskiej filii ING, zaprojektowana przez
Franka Gehry. Budynek nazywany też 'Ginger i Fred' na trwale wpisał się do katalogu największych atrakcji Pragi.