Zaczęło się nie najlepiej. W zarezerwowanym przez nas hotelu, korzystnym cenowo, po pierwsze zażądano od nas zapłaty z góry, a po drugie płatności gotówką mimo, iż wyszukiwarka o tym milczała, jako o warunku promocyjnej ceny. Trzeba było zatem lecieć do najbliższego bankomatu. No cóż – klientów na przyszłość w nas nie zyskali.
Nasz hotel mieścił się w dzielnicy Letna, więc do
Hradczan – a raczej okolic – dojechaliśmy tramwajem. Postanowiliśmy przejść się trasą od Hradčanskiego Namesti, poprzez kompleks budynków zamkowo-pałacowych, obok katedry i
bazyliki św. Jerzego przez złotą uliczkę. Szczęśliwie zbliżała się godzina zamknięcia Złotej Uliczki, więc tłumów nie było. Dodatkowo
katedra św. Wita miała fasadę w remoncie. Także pozostałe pomieszczenia
Zamku Praskiego były już zamykane. Nie zasmuciło nas to, bo obejrzeliśmy wszystko dokładnie przy poprzedniej wizycie. Mieliśmy natomiast szczęście ze
Złotą Uliczką. Po pierwsze widzieliśmy ją prawie pustą, po drugie mogliśmy z niej zawrócić, gdyż normalnie panuje na niej ruch jednokierunkowy.
Wróciliśmy zatem na
Hradčanskie Namesti i mijając sgraffitowy
Pałac Schwarzenbergów udaliśmy się główną trasą turystyczną w dół, szukając miejsca do zjedzenia. I ku naszemu przerażeniu okazało się, że w ciągu paru lat zaraza pizzerii opanowała i naszych sąsiadów. Co gorsza, wszędzie oferowanym piwem był Pilsner, w końcu najbardziej znana marka czeska, zamiast naszego ulubionego
Staropramena. W końcu znaleźliśmy jakiś lokal, gdzie mogliśmy uraczyć się kuchnią czeską (w każdym razie nie włoską) i napić piwa Zlatej Prahy. Tak dotarliśmy do
Malostranskego Namesti. Barokowy
Kościół św. Mikołaja był już zamknięty, a i tak zwiedziliśmy go dokładnie poprzednio. Udaliśmy się zatem – niczym wycieczka – na
Most Karola. A tam ‘jak na Marszałkowskiej’ – trudno się przecisnąć ;-(. Do tego jeszcze sprzedawcy oraz różni ‘muzycy’, grający bardziej lub mniej z playbacku. I setki turystów obmacujących tabliczki przy figurce
Jana Nepomucena. Szkoda, że więcej historyjek o innych rzeźbach na moście nie wymyślono, to by turyści własnymi rękoma je restaurowali.
No ale most jest rzeczywiście piękny, nawet zadeptany.
Na koniec pojechaliśmy na starówkę. Pochodziliśmy sobie po
Staromestskim Namesti oraz okolicach, jak zwykle pełnych turystów. Na szczęście oprócz fabrycznych pamiątek dla turystów (szkło, marionetki ze współczesnymi motywami), w sklepach czynnych do późnego wieczora były też typowo czeskie akcenty, jak np. znany z filmu animowanego krecik ;-).