Po powrocie z Aranjuez udaliśmy się na kolację, gdyż nasz lunch ograniczył się do kanapki. Tym razem w innej tawernie, również niedaleko
Plaza Mayor. W pewnym momencie usłyszeliśmy orkiestrę dętą. Wybiegliśmy na ulicę i zauważyliśmy, że zaraz za nią postępuje procesja osób w czerwonych, szpiczastych kapturach. Na przedzie kroczyła trójka z krzyżem, kolejni nieśli chorągwie, a za nimi na platformach ciągnięta była figura Chrystusa. Jak łatwo się domyśleć była to
droga krzyżowa, a jeden z zakapturzonych uczestników niósł krzyż. Obserwował to tłum gapiów, z nami włącznie, błyskających fleszami i przepychających się z kamerami i aparatami. Kto to widział, nie ma wątpliwości, że święta wielkanocne w Hiszpanii są wielką atrakcją dla turystów. Po kolacji, gdy wyszliśmy z lokalu mieliśmy „prawie” deja vu. Prawie, bo tym razem uczestnicy procesji nosili czarne szpiczaste kaptury, a na platformie zamiast posągu Chrystusa ciągnięto figurę Marii. Zauważyliśmy, że Hiszpanki biorące udział w drodze krzyżowej miały tzw.
mantylki.