Powrotny samolot mieliśmy dopiero wieczorem. Check-out natomiast niestety już w południe. Opuściliśmy więc hotel wcześniej i pojechaliśmy do
Rodos. Tym razem zwiedzanie rozpoczęliśmy od
portu Mandraki, ze słynnymi rzeźbami jelenia i łani. Podziwialiśmy też wieżę św. Pawła i bramę św. Katarzyny – wychodzącą na przystań i najbardziej okazałą. W mieście przeszliśmy dawną dzielnicą turecką do wieży zegarowej To Rolloi. Z tego miejsca mogliśmy podziwiać niewątpliwie najciekawsze
widoki na starówkę. Znaleźliśmy też tawernę, w której zjedliśmy lunch. Niestety, trzymano w niej ... papugę na łańcuchu. Dalej spacerowaliśmy nagrzanymi ulicami miasta, m.in. mijając kolejne dawne meczety i ruiny świątyń joannitów. Rozbawił nas widok trzech niemieckich, podstarzałych, brzuchatych turystów, przechadzających się uliczkami miasta w samych kąpielówkach, sandałach i ... skarpetach. Nie chcąc prowokować międzynarodowej awantury, sfociliśmy ich jedynie od tyłu.