Rouen to stolica
Normandii i Herve nie kłamał co do pogody panującej w tej krainie. Swoją drogą Wikingowie z Bergen musieli się czuć tu jak u siebie w domu i nawet woleli już uciec przed deszczem ... do Anglii.
I po drodze i na miejscu stan zachmurzenia raz na jakiś czas przerywały przejaśnienia, po których przychodziły gęste ciemne chmury. Rouen było miastem, które już przy pierwszej wizycie zrobiło na mnie świetne wrażenie. Dodatkowo spotęgowanie wspaniałą historią oraz związkami z ludźmi świata sztuki i literatury. To tu rozgrywa się m.in. akcja '
Pani Bovary' Flauberta, tu została osądzona i spłonęła Joanna d'Arc i tu też
Claude Monet malował katedrę w
różnorakich oświetleniach. Mimo zniszczeń II wojny, starówka Rouen zachowała trzy wielkie gotyckie kościoły, kilka budynków świeckich z tego czasu oraz mnóstwo zabudowy szachulcowej.
Nasz hotel – Alive Quebec - mieścił się na obrzeżach starówki. Przemili prowadzący doradzili nam francuską angielszczyzną co zobaczyć i gdzie zjeść. A przy tym skomplementowali nasz angielski. Hmmm.... Odwdzięczyliśmy się jednak tylko podziękowaniami ;-).
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od kościoła St. Maclou
i okolic. Niestety świątynia była tym razem zamknięta i ograniczyliśmy się do podziwiania mocno nadkruszonego zębem czasu obiektu. Część dekoracji rzeźbiarskiej jest już omszała, a niektórzy święci potracili głowy, bezpowrotnie niestety ...
Nieopodal kościoła znajduje się Aitre de St. Maclou – dziedziniec ocieniony XVI-wieczną zabudową z pruskiego muru ze zdobieniami przedstawiającymi motywy związane ze śmiercią (trupie czaszki, skrzyżowane piszczele). Niestety, wymagającą remontu.
Naszym głównym celem tego dnia byłą jednakże
katedra Notre Dame w Rouen. I w tym przypadku imponująca dekoracja rzeźbiarska fasady i obu tympanonów jest mocno zniszczona. Części rzeźb już nie ma, inne są zdekapitowane. Niektóre zastąpiono kopiami, zaś oryginały są prezentowane w kościele (m.in. apostołowie). Szczególnie imponująco wyglądają portale obu transeptów, których wapienna dekoracja robi wrażenie, jakby była utkana z delikatnej koronki.
I w tym przypadku
katedra jest trójnawową bazyliką z transeptem i obejściem prezbiterium oraz dwuwieżową fasadą.
Wnętrze ma uboższą dekorację rzeźbiarską niż Amiens, ale za to niezwykle ciekawą. M.in. w prezbiterium znajduje się nagrobek
Ryszarda Lwie Serce, władcy
Anglii i Normandii.
W nawie północnej jeden z witraży przedstawia 'Legendę o św. Julianie Szpitalniku', która zainspirowała
Gustave'a Flauberta do napisania noweli pod tym samym tytułem. Poniżej okna z witrażem umieszczono tablicę z objaśnieniami oraz .. kierunkiem oglądania (zgodnie z tokiem narracji). Także inne witraże są ciekawe, zarówno historyczne, jak i współczesne. Ciekawostką są wewnętrzne gotyckie ozdobne schody w północnym transepcie.
Po wyjściu z katedry udaliśmy się do polecanej nam restauracji 'Chez Le Colette'. I nie żałowaliśmy. Gdy wchodziliśmy (po 19) było pustawo. Ale w ciągu godziny sala zapełniła się do ostatniego stolika. Nasz kelner na szczęście mówił po angielsku a potrawy (wybieraliśmy regionalne) wyśmienite. Gdy delektowaliśmy się koleją rozpoczęła się długo zapowiadana ulewa. Nie żadna mżawka, tylko rzęsisty deszcz. Musieliśmy trochę odczekać, by nie zmoknąć do reszty. Tak więc mieliśmy istotnie zmienną pogodę.