W poniedziałek cały dzień mieliśmy piękną, słoneczną pogodę. Tradycyjnie przeszliśmy ulicą Vesterbrogade pomiędzy dworcem a budynkiem hotelu Radisson SAS, projektu
Arne Jacobsena, sztandarowym dziełem duńskiego funkcjonalizmu. Budynek jest zwyczajnym prostopadłościanem bez żadnych ozdób. Na handlowym deptaku
Stroget zauważyliśmy sklep z plakatami, reklamujący m.in. reprodukcje obrazów Tamary Łempickiej. Centralny punkt wyłączonego z ruchu kołowego deptaku wyznacza Storkespringsvandet, czyli fontanna bocianów. Zawsze siedzieli w jej pobliżu młodzi ludzie. Za fontanną w dwóch kolejnych kamienicach znajdują się drogie sklepy dwóch znanych duńskich firm – porcelana 'Royal Copenhagen' (słynny super drogi serwis '
Flora Danica') oraz srebra 'Georg Jensen'. Po przeciwnej stronie z kolei znajduje się jeden z największych kopenhaskich parkingów rowerowych. Tym razem skręciliśmy w prawo, w stronę Højbro Plads z pomnikiem biskupa Absalona, założyciela miasta. Duchowny jest przedstawiony zgodnie z realiami historycznymi (a inaczej niż na fasadzie ratusza) - jako konny rycerz z toporem w ręku. Bo i w istocie zajmował się raczej podbojami, a nie działalnością duszpasterską ;-). Dalej wzdłuż kanału kontrastowały ze sobą dwa obiekty z innych epok – XVII-wieczny kościół Holmenskirke oraz współczesny, funkcjonalistyczny Bank Narodowy, także projektu Arne Jacobsena. Ale największą atrakcją architektoniczną tej części miasta jest
giełda projektu braci Steenwinckel z pierwszej połowy XIX w., w stylu manieryzmu niderlandzkiego. Budynek jest wzniesiony z czerwonej cegły, z którą kontrastują obramienia z białego wapienia. Najciekawszy jest wieńczący dach hełm, w postaci czterech splecionych smoczych ogonów.
Droga wzdłuż giełdy zaprowadziła nas przez most na wyspę Christianshavn, spokojniejszą od ruchliwego centrum, ale i to się niedługo zmieni. Miejsce dawnych stoczni i magazynów zajmują bowiem biurowce i apartamentowce, dochodzące aż do głównego kanału Inderhavn. Z brzegu świetnie widać 'Czarny Diament', czyli nową
królewską bibliotekę. Piękny funkcjonalistyczny budynek obłożony czarnym granitem z Zimbabwe. W środku pomiędzy biurowcami i apartamentowcami znaleźliśmy barokowy kościół Christianskirke. Elegancka i proporcjonalna świątynia jest zbudowana na planie centralnym, z wieżą. Szczególnie ciekawie prezentuje się wnętrze, z rzędami zabudowanych lóż (w tym królewską) wzdłuż ścian. Podobno niegdyś służyła niemieckiej społeczności zamieszkującej Kopenhagę. Dalej przeszliśmy nad kanał Christianshavn, z rzędami kolorowych budynków. Wreszcie dotarliśmy do naszego celu –
kościoła Zbawiciela, czyli Vor Frelsers Kirke. Zbudowany na planie krzyża greckiego, z oknami wpuszczającymi mnóstwo światła i rzeźbionym ołtarzem projektu Francuza
Nicodemusa Tessina młodszego, projektanta rezydencji królów szwedzkich w Sztokholmie (a po ojcu dokończył budowę Drottningholmu pod Sztokholmem). Ale najciekawsze było dopiero przed nami. Rzadko kiedy jest okazja na to, by wejść niemal na szczyt hełmu wieńczącego wieżę kościoła. Schody znajdują się bowiem wewnątrz wieży, by później wyjść na zewnątrz hełmu, który spiralnie otaczają niemal aż do szczytu. To najciekawszy punkt widokowy w mieście. Widzieliśmy z niego zarówno centrum, port jak i
most nad Sundem. A także
Christianię, dzielnicę zajętą w latach 70-tych na zasadzie
squattingu przez hipisów. Tym razem nie mieliśmy czasu na wizytę w Christianii, ale obiecaliśmy sobie powrót tam (co się w przyszłości udało ;-)).
Ogólnie widoki z wieży Vor Frelsers Kirke dostarczają wspaniałych wrażeń i absolutnie powinien to być punkt obowiązkowy w trakcie wizyty w stolicy Danii.
W pobliskiej kawiarni zjedliśmy duński lunch, czyli
smorrebroda. To taka kanapka z nadzieniem w postaci ryby, mięsa lub wędliny, warzyw, sosu, pikli etc.
Kolejnym punktem programu było skorzystanie z
kopenhaskiego metra. Oczywiście funkcjonalistyczny high-tech. Po pierwsze wyeliminowano kasy i zakup biletu jest możliwy tylko w automacie. Po drugie stacja przypomina wnętrze statku kosmicznego. Z trzech stron jest obłożona stalą, a z czwartej – od torów – płytą ze szkła. Drzwi otwierają się tylko w chwili wjazdu bezzałogowych wagoników. Nie sposób wpaść pod pociąg. Ale można za to usiąść w pierwszym i mieć widoki z przedniej szyby.
Dojechaliśmy do
Frederiksbergu, który jest odrębną gmina w środku Kopenhagi. Przez ładny
park, mieniąc się kolorami jesieni doszliśmy do pałacu. Niestety, jest on zajmowany przez instytucje wojskowe i nie można go obejrzeć od wewnątrz.
Wróciliśmy metrem do centrum. Mieliśmy jeszcze czas przejechać się darmowymi rowerami, po czym udaliśmy się na dworzec, by autobusem pojechać przez
most nad Sundem na lotnisko Malmö – Sturup. Tym razem jechaliśmy górą - nad torami. Jak zwykle piękne widoki.