Z Quedlinburga udaliśmy się do
Wernigerode. Roboty drogowe i objazdy kosztowały nas trochę czasu. I nie tylko my mieliśmy kłopoty. Gdy w Blankenburgu po drodze zatrzymaliśmy się, by znaleźć objazd jacyś Niemcy zaczepili nas zmotoryzowani Niemcy, którzy ... myśleli, że są już w Wernigerode. Kiedy tam wreszcie dotarliśmy, zostawiliśmy auto na parkingu i udaliśmy się na pięknie odrestaurowaną starówkę z ‘pruskiego muru’. W dawnym NRD wybrano
Wernigerode na wizytówkę regionu, którą pokazywano nawet przybyszom z zachodu. Dlatego budynki w centrum są niemal idealnie odnowione. Szczególnie rynek z ratuszem, budynkiem wagi miejskiej oraz XV-wiecznym domem gotyckim. Ratusz o czerwonych ścianach z dachem zwieńczonym wieloma wieżyczkami stanowi wręcz symbol miasta, a jego zdjęcia zamieszczają niemal wszystkie przewodniki po Niemczech. Jedynym jego minusem jest fakt, że fasadę ma od strony północnej, co uniemożliwia idealne naświetlenie.
Zjedliśmy wursty z którymś z lokalnych barów i udaliśmy się na poszukiwanie punktu sprzedaży biletów na Brockenbahn – kolejkę parową na szczyt Brocken, który rozpoczyna swoją trasę właśnie tutaj. Znaleźliśmy kasę w przecznicy nieopodal rynku. Bilety były dość drogie – 25€ od osoby. Czasu mieliśmy niewiele, więc szybkim krokiem ruszyliśmy do przystanku kolejki.