„Lecicie do Niemiec na weekend majowy? Po co, przecież sami Niemcy tego nie robią!” „Do Hanoweru, dziwię się Państwu, tam nie ma nic ciekawego”. Tak reagowały osoby (z wyższym wykształceniem!), którym powiedzieliśmy, jak spędzimy długi weekend majowy. Nie miały nawet ochoty wysłuchać dlaczego wybraliśmy lot do Hanoweru i gdzie stamtąd pojedziemy. A to wiedzieliśmy i plany były ściśle sprecyzowane. Naszym celem były
góry Harz, a właściwie zabytkowe miasta wokół nich (Goslar, Wernigerode, Quedlinburg, Gernrode i Halberstadt) oraz dwa miasta z prawdziwymi klejnotami sztuki – Hildesheim i Naumburg. Większa część podróży przypadała na
Saksonię Anhalt, jeden z najbiedniejszych rejonów dawnego NRD, zaś reszta na
Dolną Saksonię, drugi co do wielkości land Niemiec. Tanie bilety lotnicze zawdzięczaliśmy nieodżałowanemu
Centralwingsowi. Samochód zarezerwowaliśmy w Hanowerze przez wyjazdem, podobnie jak hotele – jeden w Goslar, a drugi (na trzy noce) w Quedlinburgu. Z dzisiejszego punktu widzenia najbardziej żałujemy, że nie mieliśmy wówczas lepszego aparatu, który bardzo przydałby się we wnętrzach kościołów, szczególnie w Hildesheim i Naumburgu :-(. No i większych kart pamięci.
Lot do Hanoweru przebiegł normalnie, opóźnienie było niewielkie. W pewnym momencie lotu pilot powiedział, że lecimy nad Berlinem i po naszej stronie samolotu widać z góry lotnisko
Tempelhof. Było to zatem nasze pierwsze, ale nie ostatnie spotkanie z historycznym, niedawno zamkniętym portem lotniczym.