Jak na ironię, niedziela była piękna. Szkoda, ze nie sobota, bo dysponowaliśmy tylko połową dnia. Postanowiliśmy rozpocząć od wzgórza
Petřin. Kolejką szynowo-linową (a może zębatą?) wjechaliśmy na wzgórze po lewej stronie Wełtawy. Następnie wspięliśmy się na mniejsza siostrę wieży Eiffla, czyli
wieżę widokową na Petřinie. Panorama miasta była niesamowita.
Patrząc od zachodu mogliśmy zobaczyć (i sfocić) wielki
stadion na Strahovie,
klasztor norbertanów na Strahovie, całe wzgórze Hradczańskie od
Lorety do
Hradu, Malą Stranę, Most Karola, starówkę, Masarikowe Nabřezi aż do Tańczącego Domu. I wszystko w pięknym słońcu! Wspaniały widok. Ciekawostką była też możliwość obejrzenia znajdującego się tuż obok wieży barokowego kościoła św. Wawrzyńca, od którego pochodziła niemiecka nazwa wzgórza - Laurentziberg. Nie żałowaliśmy ani chwili spędzonej na wieży.
Po zjechaniu
kolejką udaliśmy się w stronę Malostranskeho Namesti. Po drodze jeszcze przystanęliśmy na chwilę przy fasadzie kościoła Panny Marii Zwycięskiej. Z zewnątrz nieciekawa barokowa świątynia, wewnątrz kryje figurę ‘
praskiego Jezulatka’, czyli Bambini di Praga. Taka odpustowa ‘cudowna’ barokowa figurka, która przywędrowała do Czech z wówczas również habsburskiej Hiszpanii. Ale za to znana, szczególnie wśród Hiszpanów - pewnie bardziej niż wśród Czechów. Kościół ten bowiem upamiętnia klęskę Czechów (stąd MB Zwycięska - ale dla habsburskich okupantów) pod
Białą Górą i przymusową rekatolicyzację i germanizację elit czeskich.
Paweł Jasienica w 'Rzeczpospolitej Obojga Narodów' pisał o konsekwencji klęski Czechów pod Białą Górą: „Rezultat tryumfu cesarza i rozpoczętych zaraz represji był taki, że zaludnienie Czech skurczyło się z czterech milionów do ośmiuset tysięcy. Kontrreformacja administrowała nad Wełtawą w ten sposób, że podobieństwa miały dostarczyć dopiero rządy Hitlera w środkowej i wschodniej Europie”.
Przeszliśmy się zatem jeszcze raz po Malej Stranie, m.in. mijając polską ambasadę,
pałac i ogrody Wallensteina i oczywiście
kościół św. Mikołaja oraz całe
Malostranske Namesti. Ciekawostką był plakat przy polskiej ambasadzie poświęcony ‘Solidarności’.
Wreszcie – tym razem po raz ostatni w czasie tego pobytu, przeszliśmy skąpanym w słońcu
Mostem Karola na starówkę.
Tym razem minąwszy zespól zabudowań pojezuickich, tzw.
Klementinum udaliśmy się na
Staromestske Namesti, czyli rynek Starego Miasta. Mogliśmy podziwiać wieżę ratuszową z zegarem Orloj,
pałac Goltz – Kinskych, gdzie pracował kiedyś Kafka, kościół
Panny Marii pod Tynem oraz drugi kościół
św. Mikołaja, też barokowy i też autorstwa Kiliana Ignaca Dienteznhofera oraz piękne praskie kamieniczki na rynku. Imponująco prezentuje się nowoczesny - mimo upływu czasu pomnik
Jana Husa i husytów na praskim rynku. Trudno się dziwić, wszak to dzieło Ladislava Šalouna, najwybitniejszego czeskiego rzeźbiarza. A hasło Husa - prawda zwycięży - jest ponadczasowe i zachowuje sens w każdej sytuacji, nie tylko politycznej.
Żałowaliśmy, że nie mieliśmy więcej czasu.
Trzeba bowiem było wrócić na Letną do naszego hotelu po bagaż i przemieścić się na lotnisko. Przed odebraniem bagażu znaleźliśmy lokalną gospodę w naszej dzielnicy, gdzie płacąc gotówką, za mniej więcej 40% ceny w lokalach staromiejskich, zjedliśmy
vepřo knedlo zelo, popijając znakomitym Staropramenem. To bylo vyborne!.
W sklepie lotniskowym zaopatrzyliśmy się jeszcze w czeskie ‘pamiątki’, takie jak butelki śliwowicy i
becherovki oraz ... naprawdę dobre czeskie (a właściwie morawskie)
wina. I tak ze smutkiem (że tak szybko) opuściliśmy Pragę.