Wróciliśmy metrem na stację pl. Pigalle, gdzie zjedliśmy lunch w sieciowej brasserii 'Leon de Bruxelles' – znakomite
moules à la marinière bardzo nam smakowały.
Następnie dojechaliśmy do
Łuku Triumfalnego i przeszliśmy się
Champs Elysees. Legendarna ulica jest widownią parad, manifestacji oraz przedmiotem wielu obrazów i utworów muzycznych, m.in.
Joe Dassina.
Kolejnym punktem programu miał być wjazd na
wieżę Eiffla, ale tłumy oczekujące w kolejce oraz pochmurna pogoda sprawiły, że po kilkunastu minutach zmieniliśmy zdanie. Metrem dojechaliśmy do
Centre Pompidou. Obiekt jest nieustannie przedmiotem kontrowersji.
Richard Rogers i
Renzo Piano wyprowadzili wszystkie instalacje na zewnątrz. Muzeum odcina się w ten sposób od okolicznej równej, siedmiokondygnacyjnej zabudowy mieszczańskich kamienic. Nam się podoba, świetnie pasuje do swojej funkcji. Typ tego co sami Francuzi w XVIII w. nazywali l'architecture parlantee, a więc mówiącą kształtem o przeznaczeniu budowli. Budzące sprzeczne emocje opakowanie kryło i nadal kryje w sobie równie kontrowersyjną zawartość. Sztuka współczesna, szczególnie w naszym kraju, ma chyba więcej przeciwników niż zwolenników. Jak stwierdził chyba Wojciech Fibak nasz gust narodowy jest w dalszym ciągu XIX-wieczny, a niezrozumienie sztuki współczesnej na pewno utrudnia zrozumienie współczesności w ogóle. W każdym razie dla nas była to kolejna uczta muzealna. Tym razem w spokoju mogliśmy obejrzeć sobie działa sztuki współczesnej, w tym w szczególności
Matisse'a,
Picassa,
Chagalla,
Mondriana. Wysokie, dobrze oświetlone wnętrza znakomicie nadają się na ich wyeksponowanie, podobnie jak instalacji i innych dzieł plastycznych. Tym razem było polonicum – obraz
Tamary Łempickiej'
Kizzette na balkonie'. Jedyne polskie dzieło w paryskich muzeach.