Za pierwszym razem byliśmy w
Luwrze 1h 45 min i był to niemal bieg. Teraz spędziliśmy tam siedem i pół godziny, ale było warto. Wiedzieliśmy, że nie zobaczymy wszystkiego, więc przed rozpoczęciem ustaliliśmy marszrutę. Oczywiście obejmowała Nike z Samotraki, renesans włoski z nieśmiertelną Moną Lisą Leonarda (ale nie tylko), malarstwo Flamandzkie – m.in. '
Madonnę Kanclerza Rolin' Jana Van Eycka i wielkie płótna Rubensa, naszego ulubionego tenebrystę
Georgesa de la Tour (szczególnie '
Opatrywanie rannego św. Sebastiana') oraz dzieła Davida, m.in. 'Koronację Napoleona', '
Porwanie Sabinek'. Szczęśliwie wewnątrz
Luwru tu znaleźliśmy restaurację, a w niej nie bez trudu (kwadrans oczekiwania) miejsce na zjedzenie lunchu bez wychodzenia z muzeum.
Wewnątrz Luwru jak zwykle kłębił się tłum, szczególnie przed
Moną Lisą, umieszczoną za szkłem. Niewiele widać, ale prawie każdy chciał sobie cyknąć fotkę na jej tle.
Zrobiliśmy naszym kompakcikiem kilka fotek, ale oczywiście przy takim sprzęcie i warunkach oświetleniowych wyszły tak sobie. Ale przyszliśmy nie dla fotografowania, lecz oglądania.
Ogólnie
Luwr jest wspaniałym, ale zdecydowanie za dużym muzeum. Obejrzenie całości ekspozycji wymaga kilkunastu wizyt, a układ muzeum nie ułatwia oglądania według własnego planu, który przecież nie musi się pokrywać z kolejnością sal. Przy okazji oglądania wspaniałych dzieł naszły nas dwie refleksje. Pierwsza – bardzo smutna. Zero dzieł polskich. Podobno w magazynie jest jedno płótno
Piotra Michałowskiego, ale na pewno nie jest wystawiane. Jak mało nasza sztuka znaczyła na tle europejskiej :-(.
Po drugie spora część dzieł to po prostu efekt łupieżczych wypraw Napoleona, który je ukradł ('zdobył'), szczególnie we Włoszech i Egipcie, nic nikomu za nie nie płacąc. Co więcej – woził ze sobą znawców, którzy doradzali mu, co ukraść ('wybrać'). Anglicy tłumaczą się z kupionych marmurów Elgina, a Francuzi są dumni z kradzionych przez wojska napoleońskie eksponatów.
W Luwrze byliśmy do zamknięcia. Po wyjściu mogliśmy kolejny raz podziwiać wspaniałe piramidy
Ieoh Ming Pei, który w ten sposób doskonale zorganizował pomieszczenia pomocnicze muzeum, nie niszcząc widoku na pałac. Następnie przespacerowaliśmy się
ogrodami Tuilleries aż do
placu Concorde.