W odróżnieniu od Stuttgartu,
Esslingen am Neckar nie ucierpiało w czasie wojny. Niestety, byliśmy tam krótko przed zmrokiem, gdyż pociąg lokalny zatrzymywał się po drodze na każdej stacji. Ale warto było. Starówka w znacznej części pokryta jest zabudową z 'pruskiego muru', a główną świątynią miasta jest kolegiata św. Dionizego, romańsko – gotycka. Od czasów
Reformacji służy ewangelikom. Nawet stary ratusz – poza fasada – pozostałe ściany ma zbudowane w konstrukcji ryglowej. Nad starówką widać mury miejskie i resztki dawnego zamku. Urocze miasteczko :-).
Gdy już się ściemniło, wstąpiliśmy do winiarni, na szklaneczkę produkowanego tu białego trunku oraz kolację. Jak się okazało kelnerka, która nas obsługiwała była … Słowaczką z
Wojwodiny w dawnej Jugosławii, czyli obecnie części Serbii. Sporo nam opowiedziała zarówno o sobie, swoich rodakach i ich sytuacji w Wojwodinie (bardzo dobra, standardy mniejszości niemal zachodnie) oraz … o tym co się dzieje, gdy przyjeżdża delegacja z polskiego miasta partnerskiego (Grudziądz). Najkrócej mówiąc pokazała ogólnosłowiański gest polegający na dotknięciu krawędzią otwartej dłoni tętnicy po prawej stronie szyi ;-). Mają sławę nasi rodacy ;-).
Najedzeni i zadowoleni wróciliśmy do Stuttgartu.