W drugim dniu naszego pobytu Stuttgart przywitał nas mżawką. W pewnym momencie nasiliła się na tyle, że przechodząc Königstrasse musieliśmy wstąpić do pobliskiego domu towarowego (obecnie modniejszym określeniem jest ‘centrum handlowe’). Kolejnym ‘skokiem’ dostaliśmy się do kolegiaty. Stuttgart – jak każde duże niemieckie miasto mocno ucierpiał w czasie II wojny światowej, czego przykładem jest główna świątynia miasta. Stifitkirche Heilige Kreuz (kolegiata św. Krzyża) była wzniesiona w XV w. Stulecie później stała się świątynią ewangelicką, którą jest do dziś. W czasie wojny uległa poważnym zniszczeniom i została odbudowana w sposób nietypowy. Zachowane mury oraz dekorację rzeźbiarską połączono ze współczesnym sklepieniem.
Niestety, pogoda nas nie rozpieszczała i szybkim krokiem udaliśmy się do
Staatsgalerie, czyli największego muzeum sztuki w najbogatszym landzie Niemiec. Budynek galerii składa się z dwóch części – pierwszej, historycznej z końca XIX w. i drugiej – z lat 80-tych XX w., projektu szkockiego architekta
Jamesa Stirlinga. Ta nowsza część muzeum stanowi jedną z ikon europejskiego postmodernizmu. Ale nas bardziej zajmowała sama kolekcja. A w niej przede wszystkim m.in. dwa akty, które dzieliło 450 lat, czyli średniowieczna '
Betszeba w kÄ…pieli'
Hansa Memlinga oraz '
Leżący akt'
Modiglianiego. Jako miłośnicy
prerafaelitów byliśmy zadowoleni z cyklu '
Legenda Perseusza'
Edwarda Burne-Jonesa. W sumie kolekcja była niezmiernie ciekawa, zawierała m.in. jeszcze płótna Giovanniego Belliniego,
Holbeina, Rembrandta, Moneta,
Feuerbacha czy Picassa.. Gdy wyszliśmy mżawka zmieniła się w … deszcz ze śniegiem. Szybkim krokiem udaliśmy się na Königstrasse, gdzie udaliśmy się na obiad w pierwszym lokalu z brzegu. I tu sprawdziło się powiedzenia – w marcu, jak w garncu – gdy stamtąd wyszliśmy – świeciło słońce. Minęliśmy zatem Neue Schloss, czyli siedzibę parlamentu Badenii - Wirtembergii oraz Alte Schloss, czyli stary zamek i postanowiliśmy pojechać do pobliskiego Essligen am Neckar.