Niedziela była bardzo dziwnym dniem. Na początek mostem wybraliśmy się na drugi brzeg Renu. Przede wszystkim po to, aby zobaczyć panoramę
Kolonii z katedrą i Gross. St. Martin. Ale przy okazji obejrzeliśmy też romański kościół św. Heriberta ze współczesnymi witrażami. Atrakcją Kolonii jest dwanaście romańskich bazylik. Jedną z nich – wspomniany Gross St. Martin widzieliśmy w sobotę. Inne są rozsiane w granicach dawnej starówki, czyli w obrębie dawnych średniowiecznych murów miejskich. Zwiedzenie ich wszystkich jednego dnia jest bardzo trudne. Są one bowiem rozsiane stosunkowo daleko jedna od drugiej i nawet korzystając z komunikacji miejskiej dotarcie do każdej z nich zajmuje dużo czasu. To daje pogląd, jak wielkim miastem była w średniowieczu Kolonia. No i oczywiście zrozumiałe staje się, dlaczego arcybiskupi Kolonii byli potężnymi władcami i elektorami Rzeszy.
Zaczęliśmy zatem wędrówkę śladami
romańskich bazylik. Pierwsza z nich – kościół św. Cecylii jest obecnie muzeum rzeźby średniowiecznej. Idąc od niej w stronę kolejnego punktu zwiedzania, zauważyliśmy ciekawy współczesny budynek, z przeszkloną elewacją. Już po powrocie dowiedzieliśmy się, że to siedziba domu towarowego Peek&Cloppenburg (znanego i u nas), zaprojektowana przez wybitnego współczesnego włoskiego architekta –
Renzo Piano. Może Kolonia pozazdrości Berlinowi i wymieni część nieciekawej powojennej zabudowy na ciekawsze obiekty współczesnej architektury? ;-) Kolejną odwiedzoną przez nas romańską bazyliką był kościół św. Apostołów. Przed nim stoi pomnik
Konrada Adenauera, nadburmistrza Kolonii w latach 1917-1933 i kanclerza RFN w latach 1949-1962. Postać niewątpliwie wybitna, architekt odbudowy powojennych Niemiec i współtwórca ich cudu gospodarczego (właściwym twórcą był
Ludwig Ehrard). Zapewne m.in. dzięki niemu pobliskie Bonn zostało stolicą Bundeslandu (socjaldemokraci optowali za Frankfurtem nad Menem). No i jak wskazuje historia i proste zasady arytmetyki, w 1949 r. został kanclerzem dzięki temu, że sam głosował za swoją kandydaturą :-). Wnętrze kościoła jest również odbudowane. Z fotograficznej wystawy wynikało, że już w końcu XIX w. dokonano debarokizacji i reromanizacji świątyni. Teraz, odbudowując nie przywracano zatem np. neoromańskich XIX-wiecznych malowideł na sklepieniu, lecz stworzono nowe, współczesne, co było dobrym pomysłem. Świątynia znajduje się obok resztek dawnych murów w postaci tzw. Hahntor, czyli 'bramy koguciej'.
Po wyjściu z kościoła zaskoczył nas ... grad. Schroniliśmy się zatem w pobliskiej konditorei, gdzie coś przekąsiliśmy. Następnie metrem udaliśmy się w pobliże
bazyliki św. Pantaleona. Ciekawa świątynia, w znacznym stopniu zrekonstruowana najpierw w XIX w., a drugi raz po wojnie, kiedy to m.in. sklepienie zastąpiono drewnianym stropem. Ciekawostką jest fakt, że znajduje się tu nagrobek
cesarzowej Teofano, bizantyjskiej księżniczki, żony Ottona II i matki Ottona III. Po wyjściu mogliśmy iść wzdłuż kolejnego fragmentu murów z zachowaną wieżą Urleptor. Dotarliśmy do mocno rozbudowanego w stylu gotyckim kościoła św. Seweryna. Stamtąd ruszyliśmy do kolejnej romańskiej świątyni - Sankt Maria Lysikirchen z kolejna rzeźbą madonny a następnie św. Jerzego. Wreszcie dotarliśmy do ostatniej - przewidzianej tego dnia - bazyliki romańskiej - Panny Marii na Kapitolu. To tu podobno pierwszy raz zastosowano zamknięcie absydy w formie trójliścia. Niestety, we wnętrzu pełno było rusztowań i niewiele można było obejrzeć, m..in. słynne rzeźbione
drzwi były wyjątkowo słabo oświetlone i trudno dostępne. Wyczerpani obejrzeniem siedmiu kościołów udaliśmy się w stronę starówki. Minęliśmy m.in. dom Johanna alias Giovanniego
Fariny, wynalazcy
wody kolońskiej.
Naszym celem było
Wallraf-Richartz-Museum, czyli główne muzeum malarstwa w Kolonii. Zbiory były w istocie imponujące, od średniowiecznych do początku XX w. . Najbardziej w pamięci utkwiły nam '
Sąd Ostateczny'
Stefana Lochnera, '
Muzykanci' Albrechta Durera, '
Stygmatyzacja św. Franciszka' Rubensa, '
Leżąca dziewczyna' Francois Boucher'a oraz '
Dziewczęta na moście' Muncha. miejsce, którego absolutnie nie można pominąć wizytując Kolonię.
Niestety, na
Ludwig Museum zostało nam tylko 45 minut. Dlatego tęż sprzedano nam ulgowe bilety. Wspaniała ekspozycja sztuki współczesnej, wszystkich nurtów i wszystkich najważniejszych twórców. Wystarczy wymienić pewien
kontrowersyjny obraz Maxa Ernsta, '
Arlekina' Picassa' czy '
M-maybe' Roya Liechtensteina. Wspaniałe zbiory i powód, by powrócić do Kolonii :-). 45 minut nie wystarczy, by móc spokojnie obejrzeć sam surrealizm w Ludwig Museum.
Na koniec dnia zaszliśmy oczywiście na kolację i ... kölscha. Tym razem wybraliśmy Brauhaus Sion, w pół drogi między muzeum i naszym hotelem. Do znakomitego piwa zjedliśmy wołowinę z musem jabłkowym, a więc danie, które do tej pory kojarzyło się nam raczej z austriackim
tafelspitzem. Od swojego południowego odpowiednika różniło się jednak tym, że dodatkowo mięso było polane sosem czekoladowym. Porcja była tak duża, że każde z nas ledwo dało radę - bez kölscha byłoby trudno ;-).