Po lunchu pozostał nam ostatni punkt programu, czyli wizyta w górach. Oczywiście Snowdonia jest zbyt daleko, ale
Park Narodowy Brecon Beacons w pełni nas zadowolił. Górzysty teren, na którym mieszka 30 tys. ludzi i 3 miliony owiec ;-).
W jednym z przwodników przeczytaliśmy, że najlepiej iść w stronę
Pen y Fan ze Storey Arms. Kłopot w tym, że nawigacja nie znalazła tego miejsca. Kierowaliśmy się zatem główną drogą w stronę Brecon i ... pojawił się napis Storey Arms. Był to jeden dom z parkingiem i kioskiem na przeciwko.
Drogowskaz wskazywał kierunek wschodni z jakims innym Pen ..., ale innego szlaku nie było. Kłopot właśnie w tym w tym, że niestety nie spotkaliśmy tu dokładnych oznaczeń szlaków z kolorami, drogowskazami i odległościami lub czasem. Szczerze mówiąc, w ogóle nie widzieliśmy żadnych oznaczeń. Mimo to droga jest prosta i idzie się po prostu wydeptaną ścieżką.
W odróżnieniu od naszych parków narodowych, w
Brecon Beacons National Park pasie się mnóstwo owiec. U nas jak wiadomo panuje przekonanie o szkodliwości wypasania owiec dla gór. Więc albo mają inne góry, albo inne owce albo ... innych ekologów.
W każdym razie przeszło dwugodzinny spacer po części pasma Black Mountains był niezwykle przyjemny. Sprzyjała temu na pewno ładna pogoda :-). Po drodze spotkaliśmy całkiem sporo turystów i ... jeszcze więcej owiec. Jeśli chodzi o ukształtowanie powierzchni, pasmo to przypominało nam raczej Beskid Niski (ale nie wizualnie).
Na zakończenie zrobiliśmy sobie przystanek się nad jednym z jezior.