Nie można być w Walii i nie zwiedzić żadnego średniowiecznego zamku. Wybraliśmy
Caerphilly, gdyż po pierwsze był blisko, a po drugie jest największy w Walii (i drugi w UK) a do tego jeszcze ma wieżę odchyloną tak, że ta w Pizie jest przy niej niemal pionowa ;-).
Zamek Caerphilly został zbudowany w końcu XIII w. Z czasem tracił na znaczeniu, a największych zniszczeń doznał w trakcie wojny domowej króla z parlamentem w XVII w. To wtedy właśnie próbowano wysadzić w powietrze wieżę, która jednakże jedynie znacznie odchyliła się od pionu. Solidna robota ;-). Nawiasem mówiąc
wojna domowa w Anglii mnóstwo zamków obróciła w ruiny (chociażby Kenilworth). W Caerphilly jest chyba sporo Polaków, bo nie byliśmy jedynymi, którzy zwiedzali tego dnia zamek. Jedno z odnowionych pomieszczeń służy tam do organizacji bankietów i innych uroczystości. My trafiliśmy na coś w rodzaju przyjęcia ślubnego. Ale ciekawsze było zwiedzenie ruin oraz widoki na okolicę. Inne pomieszczenia wewnętrzne są natomiast pozbawione sprzętów tak, że mury oraz konstrukcje wież robią znacznie większe wrażenie. Tuż za fosą, a przed zawietrznymi murami ustawiono rekonstrukcje średniowiecznych balist i katapult. W każdym razie chociaż zamek zbudowali Anglicy, dziś powiewają nad nim walijskie
flagi.
Miasteczko posiada niską zabudowę, która ładnie wygląda na tle pobliskich wzgórz. Ciekawy pomnik postawiono pochodzącemu stąd komikowi, Tommy Cooperowi, nam nieznanemu. A mieszkał tu m.in. Robbie Earnshaw, który strzelił naszej reprezentacji piłkarskiej bramkę w meczu w 2005r.
W parku, po drugiej stronie, nawiązaliśmy konwersację z starszym Walijczykiem. Gdy usłyszał, że jesteśmy Polakami, zaczął mówić powoli i prostymi zdaniami. M.in. polecił nam pobliski pub i skorzystaliśmy z jego rady ;-).