W
Hanowerze zdaliśmy samochód na dworcu i włożyliśmy bagaż do skrytki. Mieliśmy małe nieporozumienie z pracownikiem Avisa, który chciał zawyżyć nasz rachunek o 15€, ale udało nam się go przekonać, że nie ma racji.
Hanower, wskutek zniszczeń wojennych nie uchodzi za miasto pełne zabytków, ale zachowało się tu naprawdę sporo ciekawych obiektów. Są one przy tym łatwe do znalezienia, gdyż pomiędzy nimi wszystkimi poprowadzona jest namalowana na chodniku czerwona linia. Pierwszym takim obiektem była XIX-wieczna klasycystyczna opera projektu Georga Ludwiga Lavesa. Stąd udaliśmy się na starówkę. Jej centrum wyznaczają dwa obiekty – pierwszy to gotycki Stary Ratusz, zaś drugi to Marktkirche, również gotycki kościół farny św. Jakuba i Jerzego. Aby nikt nie miał wątpliwości jakiego wyznania, stoi przed nim pomnik Marcina Lutra. Zaciekawiły nas brązowe drzwi do kościoła, których tematyka nawiązuje do nazizmu i okropności wojny.
Po wojnie hanowerscy planiści wpadli na dość prosty pomysł – przeniesienia wszystkich ocalałych zabytkowych kamienic w jedno miejsce. Tak odrodziła się nowa hanowerska starówka. I tak trafił tam dom
Leibnitza, który mieszkał i pracował w tym mieście w XVIII w. W tym czasie – aż do 1866 r. - Hanower był
oddzielnym państwem, powiązanym przez 123 lata lat unią personalną z Anglią, zaś od wojny trzydziestoletniej władca Hanoweru był jednym z elektorów Rzeszy. Co więcej – w czasie wojny prusko – austriackiej hanowerczycy walczyli po stronie Austrii przeciwko Prusakom. Wygrali nawet jedną
bitwę. Zapłacili za to utratą państwowości oraz wszelkiej autonomii. Dopiero po II wojnie światowej Hanower odzyskał swoją pozycję. Stał się bowiem nie tylko stolicą drugiego co do wielkości landu Niemiec, ale tez i miastem targowym. Dawny pałac Leineschloss stał się więc siedzibą landtagu Dolnej Saksonii. Związki Hanoweru z Anglią nie były chyba przypadkowe, bo pogoda w tym mieście nas nie rozpieszczała. Gdy dochodziliśmy do okazałego neobarokowego Nowego Ratusza z końca XIX w. wiedzieliśmy, że za chwilę się rozpada. I tak było w istocie. Na szczęście obok pałacu jest Muzeum Krajowe Dolnej Saksonii, gdzie spędziliśmy nawet więcej czasu, niż planowaliśmy. Muzeum ma zbiory zarówno z historii sztuki, jak i tzw. historii naturalnej, czyli przyrodnicze i geologiczne. No i kawiarnię oczywiście, gdzie mogliśmy się posilić. Nas najbardziej interesowały oczywiście zbiory malarstwa i rzeźby w muzeum. Trzeba przyznać, ze były znakomite. Najciekawsze były ekspozycje z malarstwem i rzeźbą średniowieczną, renesansowe i barokowe malarstwo flamandzkie i niemieckie oraz przede wszystkim znakomite zbiory niemieckich malarzy końca XIX w. , w tym impresjonistów –
Lovisa Corintha oraz
Maxa Liebermanna.
Zapamiętaliśmy także realistyczny obraz Lucasa Cranacha – 'Umierający Marcin Luter'.
Gdy wreszcie przestało padać szybkim krokiem wróciliśmy na dworzec. Po drodze minęliśmy ruiny Aegidienkirche, gotyckiego kościoła św. Idziego, pozostawionego po wojnie w stanie trwałej ruiny. Niczym berliński Kaiser Wilhelm Gedachtniskirche. Z dworca udaliśmy się na lotnisko. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że jeszcze parokrotnie odwiedzimy
Hanower.